[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nadzieję, że jeszcze nie jadłeś.
- To prawda. Zapraszam do domu, panno Bowles.
- Proszę nazywać mnie Cassandrą - poprosiła.
- Albo Cassie, tak jak my - wtrącił Jared. Dziewczynki ostrożnie
weszły do ciemnawego holu.
- Tylko mi niczego nie ruszajcie - ostrzegł Silas.
Ashley i Brittany popatrzyły na niego szeroko otwartymi oczyma i
zamarły w bezruchu.
- Hm... Chyba mam jeszcze klocki, którymi wasz tata bawił się,
kiedy był mały. Gdzie ja je schowałem? - rozmyślał na głos.
Nim lunch dobiegł końca, blizniaczki czuły się u pradziadka jak u
siebie w domu. Tak jak przewidywała Cassandra, starszy pan był nimi
oczarowany.
- Chciałbym zabrać Cassie do Columbii - powiedział Jared.
- Nigdy nie była w tym rejonie. Dziewczynki mają teraz porę
drzemki. Mógłbyś je przypilnować pod naszą nieobecność?
- Nie mam pojęcia o zajmowaniu się takimi młodymi damami -
przestraszył się Silas.
90
R S
- Kiedy śpią, nie trzeba się nimi specjalnie zajmować - uspokoiła go
Cassandra. - Do tej pory świetnie pan sobie z nimi radził.
- Nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy zostanę pradziadkiem
- zamyślił się. - Zwłaszcza po tym, jak zawarłeś to przeklęte małżeństwo...
- Popatrzył na wnuka. - Jak rozumiem, nie zawsze był to tylko platoniczny
związek?
Jared poczuł zmieszanie, ale wzruszył tylko ramionami. Widać
przywykł do bezpośredniego sposobu bycia swojego dziadka. Kiedy
położyli dziewczynki spać, zabrał Cassandrę do starego miasteczka,
słynnego w czasach gorączki złota.
Wycieczka okazała się udana. Zafascynowana Cassandra oglądała
wszystko dokładnie i zadawała masę pytań, na które, o dziwo, Jared
zawsze znał odpowiedz. Wychował się w tych stronach i doskonale znał
ich historię. Powiedział też, że w dzieciństwie nieraz przesiewał piasek
rzeczny z nadzieją, że trafi na żyłę złota.
- Czy kiedykolwiek coś znalazłeś? - Cassandra poczuła się niemal
jak Argonauta na wyprawie po złote runo.
- Nic specjalnego. Kilka drobnych bryłek. Nadal leżą gdzieś w
dzbanie u dziadka w domu.
- Czy my też moglibyśmy poszukać złota? - spytała.
- Jasne! Tutaj jest miejsce przygotowane specjalnie dla turystów.
Płacisz kilkanaście dolców i masz gwarancję, że znajdziesz trochę złota.
- Wolałabym poszukać w rzece.
- Spróbujemy któregoś dnia. A co byś zrobiła, gdybyś naprawdę
trafiła na żyłę złota? - zainteresował się.
- Otworzyłabym własną firmę - odparła bez wahania Cassandra.
Natychmiast jednak przypomniała sobie, z kim rozmawia. - Nie zrozum
91
R S
mnie zle. Uwielbiam pracować dla Hunter Associates. Pewnego dnia
jednak chciałabym rozpocząć działalność na własną rękę. Wiem, że jeszcze
wiele muszę się nauczyć, ale mam kilka pomysłów i ciekawi mnie, czy
dałabym radę wprowadzić je w życie.
Po powrocie do domu okazało się, że Silas ugotował dla wszystkich
potężny gar gulaszu. Na wieść o tym, że Cassandra i Jared zamierzają
wieczorem zjeść kolację na mieście, poczuł się tak przygnębiony, że
Cassandra natychmiast zasugerowała Jaredowi, by zostali i spożyli posiłek
ze starszym panem i dziewczynkami. Tak też się stało.
Wieczór upłynął na wspólnej rozmowie. Silas chciał poznać plany
Jareda w związku z poważną zmianą, jaka zaszła w jego życiu. Kiedy
zaczął opowiadać o tym, jak trudno znalezć odpowiednią opiekunkę do
dzieci, starszy pan popatrzył znacząco na Cassandrę.
- Wygląda mi na to, wnuku, że powinieneś znowu pomyśleć o
ożenku - stwierdził, gdy Jared skończył opowieść o swoich kłopotach.
Cassandra udała, że niczego nie zauważyła. Za nic nie chciała, by
Jared uznał ją za idealną kandydatkę na żonę. Parę razy rzucał
mimochodem takie uwagi po tym, jak mu kolejny raz pomogła przy
dzieciach.
Atmosfera przy stole była bardzo ożywiona. Dziewczynki za wszelką
cenę próbowały dominować w rozmowie. Ciekawił je ten starszy pan,
którego dziś poznały, i uwielbiały z nim gawędzić. Silas udawał, że
rozumie każde ich słowo. Ashley i Brittany były tym zachwycone.
Po skończonym posiłku wszyscy przenieśli się do salonu. Brittany
wdrapała się ojcu na kolana, natomiast Ashley wahała się, rozdarta między
dopiero co poznanym pradziadkiem a Cassie. W końcu podreptała jednak
do Cassandry.
92
R S
- Chce na loncki - powiedziała.
Cassandra posadziła sobie małą na kolanach i przytuliła ją mocno.
Kochane skarby, pomyślała z czułością. Szkoda, że ich matka już nigdy nie
zobaczy, jakie są wspaniałe.
- Wiecie, przypomniał mi się pewien incydent z miodem - zaczął
Silas, rozpierając się wygodnie w fotelu. - Pamiętasz, co się stało, kiedy
próbowałeś dobrać się do niego? - spytał wnuka.
- Nie ma sensu odgrzebywać starych historii - odparł pospiesznie
Jared.
- Ależ z przyjemnością ich posłuchamy, prawda, dziewczynki? -
włączyła się natychmiast Cassandra, śmiejąc się głośno.
Popłynęły zatem opowieści z czasów dzieciństwa Jareda. Jego córki
nie całkiem były pewne, kim był ten mały chłopczyk, o którym mówił
dziadek. Co i raz zerkały na ojca. Był taki duży. Naprawdę nie mogły go
sobie wyobrazić jako małego dziecka.
Kiedy Brittany w końcu zasnęła, Jared wstał, by zanieść ją do łóżka.
- Potem wrócę po Ashley - oświadczył.
Cassandra zaczęła się podnosić, by pójść za nim, ale Silas pokręcił
głową.
- Chciałem porozmawiać z tobą sam na sam, a to chyba jedyna
okazja - wyjaśnił, kiedy Jared wyszedł z pokoju. - Nigdy dotąd nie
widziałem, żeby mój wnuk był kimś tak bardzo zainteresowany jak tobą.
Chodzi za tobą jak cień...
Cassandra zaczerwieniła się gwałtownie.
- To nie jest tak, jak pan myśli. Pomagam mu tylko opiekować się
dziećmi.
93
R S
- Też myślę, że chodzi o dzieci. Jaredowi potrzebna jest żona.
Kobieta, która pomoże mu wychować te małe ptaszyny. Ty najwyrazniej
znasz się na rzeczy. Miałaś do czynienia z dziećmi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • delta-subs.pev.pl