[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy odjeżdżali, Ginny odwróciła się i pomachała ojcu. Hugh stał
uśmiechnięty na stopniach domku.
- Nic mu nie będzie, Ginny - odezwał się zza kierownicy Bret.
- Wiem.
- Tobie również nic nie grozi.
Ginny nie odpowiedziała. Usiadła prosto. Mały sportowy samochód mknął
prywatną drogą dojazdową. Od szosy dzieliło ich osiemnaście kilometrów
S
R
żwirówki, a stamtąd jeszcze osiemdziesiąt do Webster.
Zapadła noc, ze wschodu nadciągały ciemne chmury. Ginny czuła, że
powinna bardziej martwić się o Hugha, ale obecność Breta wpływała na nią uspo-
kajająco. Zwiadomość uzyskania niewyobrażalnej dotychczas swobody cieszyła ją i
podniecała. Oparła się wygodnie i obserwowała migające w świetle reflektorów
drzewa. Mimo zmęczenia zaczęła zastanawiać się nad siedzącym obok mężczyzną.
Bret stanowił dla niej tajemnicę, którą coraz bardziej chciała rozwiązać.
Podczas ubiegłego weekendu odbyła z siostrą długą, babską rozmowę. Carrie od-
grywała rolę adwokata diabła, pytając Ginny, co może ją spotkać gorszego od
ponownego zbliżenia się z Bretem.
Ginny dobrze znała odpowiedz. Mogła się w nim jeszcze raz zakochać.
Ujechali jakieś dwanaście kilometrów, gdy Bret zwolnił nagle. Ze
zdziwieniem wpatrywał się w czerwone światełko jakiegoś wskaznika.
- O psiakość - mruknął zjeżdżając z drogi.
- Co się stało? - sennie spytała Ginny.
- Zwieci się lampka chłodnicy - wyjął latarkę ze schowka i poszedł zajrzeć
pod maskę.
Ginny wyszła również w mrok nocy. Stojąc obok siebie patrzyli na silnik.
- Cholera - zaklął Bret, przyświecając sobie latarką. - Pękł wąż chłodnicy.
- O, nie - Ginny zadrżała, nerwowo rozglądając się wokół. - I co teraz
zrobimy?
Bret wziął się pod bok i spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
- Rozbieraj się.
- Cooo?
Oświetlił jej buty.
- Czy masz rajstopy?
- Bret, ty chyba oszalałeś!
- Odpowiadaj - oślepił ją światłem latarki.
S
R
- Nie, nie mam rajstop - odparła odsuwając latarkę na bok. - %7ładna normalna
kobieta nie nosi rajstop do dżinsów.
- Niech to licho - znów zajrzał pod maskę.
Ginny odczekała chwilę, ale nie usłyszała żadnych wyjaśnień. Poklepała go
po ramieniu.
- No więc?
- Co więc?
- Czemu mnie o to spytałeś?
Odwrócił się w jej stronę. W ciemnościach mogła dostrzec lśniące w
uśmiechu zęby.
- Może chciałem sprawdzić, na co się odważysz w tej głuszy?
- Nie wierzę - odparła drżącymi wargami.
- No dobrze. Przyznaję się. Czytałem gdzieś, że można prowizorycznie
naprawić pęknięty wąż, owijając go nylonowymi rajstopami.
Ginny popatrzyła na niego sceptycznie.
- Czy zrobiłeś to naumyślnie, żeby sprawdzić swoją teorię?
- Oczywiście, że nie. Aż tak bardzo mi nie zależy, żeby zostać z tobą sam na
sam.
Ginny pokazała mu język.
Bret zignorował zaczepkę i zatrzasnął maskę.
- Nic tu się nie da zrobić. Chodzmy, to tylko sześć kilometrów.
- Mamy iść na piechotę? - Ginny popatrzyła na drzewa. Z każdą chwilą
wydawały się coraz bardziej złowrogie.
- Chyba że wolisz poczekać tu na mnie. Nie martw się, obronię cię przed
dzikimi zwierzętami.
Padający z dołu blask lampki wewnątrz samochodu podświetlał twarz Breta,
nadając jej demoniczny wygląd.
A kto obroni ją przed Bretem? Ginny czuła się nieswojo, gdy Bret zamknął
S
R
drzwiczki i schował klucze. To głupie, razem będą bezpieczni. Nie wiadomo, kiedy
ktoś będzie tędy przejeżdżał i wolała wówczas nie być sama.
- Lepsza stara bieda od nieznanego szczęścia - mruknęła pod nosem.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic.
- Chodzmy - powiedział, podając jej rękę. - To zajmie nam jakąś godzinę. Kto
wie, może znajdziemy po drodze domek z telefonem?
Ginny zadowolona z tego, że Bret ma jakiś plan poczuła się przy nim
bezpiecznie. Wzięła torbę z tylnego siedzenia i poszła. Po jakichś stu metrach prze-
wiał ją chłodny wiatr.
- Zapomniałam kurtki - wzięła latarkę z ręki Breta. - Daj kluczyki, wrócę po
nią.
- Sam mogę...
- Nie, nie. To potrwa tylko chwilkę - pospieszyła z powrotem, otworzyła
samochód i porwała z siedzenia dżinsową kurtkę. Ubrała się szybko, wcisnęła
blokadę drzwi, zatrzasnęła je, zarzuciła torbę na ramię i pobiegła w stronę Breta.
- W porządku? - Bret obejrzał ją w świetle latarki i z uśmiechem poprawił
przekrzywiony kołnierzyk.
- Tak - odparła mile ujęta tym gestem Ginny - ale jeśli będziemy szli szybko,
może być nawet za gorąco.
- Nie licz na to. Przed chwilą poczułem pierwszą kroplę deszczu.
- %7łartujesz - Ginny spojrzała w niebo i kolejna kropla trafiła ją prosto w oko. -
Niestety, nie żartowałeś - dodała smętnym tonem. To nie była najszczęśliwsza
chwila w jej życiu. Rozpadało się na dobre. - I co teraz?
- Zmiana planów. Przeczekamy deszcz w samochodzie.
Ginny zawróciła z westchnieniem. Nie mogło jej spotkać nic gorszego niż
uwięzienie z Bretem w ciasnej przestrzeni.
S
R
- Daj mi kluczyki - powiedział Bret, kiedy dotarli do samochodu.
- Przecież ci je oddałam - zdziwiła się Ginny.
Bret przeszukał kieszenie wiatrówki i spodni.
- Niestety nie.
- Na pewno ci je oddałam - upierała się Ginny grzebiąc w torebce.
- No, jeżeli włożyłaś je do torebki, nie znajdziemy ich aż do rana - jęknął
Bret. Oświetlił latarką wnętrze samochodu. - Spójrz.
Na siedzeniu połyskiwały kluczyki. Ginny musiała upuścić je, sięgając po
kurtkę. Bret obserwował ją w milczeniu.
Ginny widząc wściekłość w jego oczach, bezradnie rozłożyła ręce.
- Pech.
Bret, z trudem panując nad sobą, uderzył się dłonią w czoło.
- Jestem niespotykanie spokojnym człowiekiem, Ginny.
- Doceniam to, wierz mi - odparła z przekonaniem.
Z niewytłumaczalnych przyczyn sytuacja nagle rozbawiła ją. Wewnątrz
narastał histeryczny śmiech, lecz nie ośmieliła się pisnąć. Odchyliła się jedynie w
tył i otarła twarz z deszczu.
Bret włożył ręce do kieszeni i zakołysał się na obcasach. Wiedziała, że
wzbiera w nim wściekłość.
- Większość mężczyzn nie byłaby tak wyrozumiała stojąc na deszczu, gdyby
ich żony zatrzasnęły kluczyki w aucie.
- Masz rację, ale ja nie jestem twoją żoną.
- Tym gorzej - podniósł głos, odgarniając włosy z czoła. - Gdybym cię udusił,
niektórzy sędziowie dopatrzyliby się okoliczności łagodzących.
- Nie zrobiłbyś tego. Czy zastanowiłeś się, jak bardzo zmartwiłbyś Hugha i
Carrie? Przecież ich lubisz.
- Bardziej niż ciebie w tej chwili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • delta-subs.pev.pl